czwartek, 24 marca 2011

Byle co w ręce i na wroga

Kolejny zestaw żołdactwa maszerującego z krzyżowcami bałtyckimi na wyprawy. Tym razem najgorzej uzbrojeni wojacy (o szkoleniu nie ma co nawet wspominać). Poprawiają liczebność armii, w polu skuteczni jedynie w obdzieraniu trupów wroga lub plądrowaniu obozów, czy też napotkanych po drodze wiosek. Swoją masą mogli przysłużyć się zwycięstwu - o ile wcześniej nie uciekli. Najczęściej rekrutowali z różnorakich skazańców z krajów niemieckich, którym łaskawie pozwolono żyć pod warunkiem, że wyruszą z krzyżowcami na północny-wschód; no i spośród świeżo nawróconych autochtonów, którym pozwolono ruszyć na dawnych wrogów pod nowymi sztandarami...

Brak komentarzy: